W domu dysponuję egzemplarzem z roku 1966 wydanego przez Czytelnika, niestety bez oryginalnej okładki autorstwa Mariana Stachurskiego, która była w tak złym stanie, że rodzice zdecydowali się oprawić książkę na nowo - niefortunnie w obleśny materiał skóropodobny. Toteż mam nadzieję drodzy rodzice, że okładka była w faktycznie opłakanym stanie!
P.S. W pamięci z lektury (której dokonałem już dawno temu) został mi szczególnie ten fragment, kiedy jakiś facet z kobitką weszli do jednego z warszawskich szynków i zamówili tam parę kieliszków wódki a każdy kolejny łyk zajadali kilkoma parówkami z musztardą! Ach, co to musiały być za czasy!
Fantastisz!
OdpowiedzUsuńAjjjj, świetne!
OdpowiedzUsuńTe parówki to oni zjadali osobno od picia wódki.
OdpowiedzUsuńOkładka przednia! Bije na głowę tę Młodożeńca z pełnego błędów wydania Prószyńskiego.
Bardzo się cieszę, że się podoba:)
OdpowiedzUsuń@Jarek - Ale w tej samej knajpie! A gdzie tu teraz dostać ciepłą parówkę z musztardą w knajpie do której można wejść ot tak z ulicy i wódkę zarazem? Zakąski Przekąski Gesslerowej się nie umywają!
jakie to jest cholercia fajne
OdpowiedzUsuń@Daniel: No właśnie że nie w tej samej knajpie. Parówki zjadali popijając piwem „na stojąco, w jednym z barów na MDM-ie”. Część druga, rozdział trzeci. Zaczyna się od: „– Mam dosyć... Poddaję się... – jęknęła Marta. – Nie mogę więcej...” Cała akcja ma pół strony i nie ma ani słowa o musztardzie. ;)
OdpowiedzUsuńMocniejszy alk był w scenach przed i po epizodzie w barze z parówkami. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra
OdpowiedzUsuń